Potęga gnijących cytrusów
Artystka Yuko Mohri stworzyła instalację produkującą prąd z… gnijących owoców. Kablami połączyła owoce z żarówkami i głośnikami. Dzieło Japonki można podziwiać w pawilonie Japonii na La Biennale di Venezia w Wenecji. Czyżby nowy kierunek w sztuce? OZE art?
„Przekonałem się, że nawet kres może być światłem – skomentował Mariusz Szczygieł, który odwiedził biennale. – Im bardziej zepsuty owoc, tym więcej prądu generuje. Źródła energii są w innych miejscach niż przypuszczaliśmy. Coś musi zgnić, żeby powstało światło. Cywilizacja powstaje na zgliszczach natury. Coś za coś? Takie myśli mogą rodzić się wokół tej instalacji.
Jednak owoc w końcu dognije i przestanie dawać prąd. Cywilizacja zasilana elektrycznością jest króciutkim fragmentem w dziejach planety. Żyjemy w epoce gnijącego jabłka – daje ono najwięcej energii, ale tylko przez chwilę”.
Czytelników o mniej filozoficznym, a bardziej pragmatycznym usposobieniu informujemy, że najwięcej prądu produkują cytryny, pomarańcze i grejpfruty.